Nowe Ateny

Nowe Ateny — zbitka barwnych i oryginalnych cytatów z dzieł zapomnianych — anegdot z towarzystw wszelkiego autoramentu — literackich plotek różnej akuratności. Mądrym dla memoryjału, idiotom dla nauki, jak mawiał Benedykt Chmielowski. Więcej informacji?

Łęcka o Wokulskim

Problemy Izabeli Łęckiej z Lalki Bolesława Prusa:

Panna Florentyna aż cofnęła się z fotelikiem, szepcząc:

— Więc przypuszczasz, żeby się ośmielił…

— Zagustować we mnie?… — przerwała ze śmiechem panna Izabela. — Tego nawet nie myślałabym mu bronić. Nie jestem ani tak naiwna, ani tak fałszywie skromna, ażeby nie wiedzieć, że się podobam… mój Boże! nawet służbie… Kiedyś gniewało mnie to jak żebranina, która zastępuje nam drogę na ulicach, dzwoni do mieszkań albo pisuje listy z prośbą o wsparcie. Ale dziś — tylko zrozumiałam lepiej słowa Zbawcy: “Komu wiele dano, od tego wiele żądać będą”.

22 XI 2013 #

Między Dobrą a Leszczyńską

Obrazek warszawski z tekstu Bolesława Prusa pod tytułem Pod szychtami. Powiśle, koniec XIX wieku — dzisiaj niecałe sto metrów od Biblioteki Uniwersyteckiej.

Między ulicą Dobrą i nadwiślańskim wałem, między parkanem wodociągu i uliczką Leszczyńską, rozwala się plac obszerny jak ogród Krasińskich, pusty jak wszystkie place i złożony z dwu kondygnacyj. Niższa z nich ma postać doliny, wyższa zaś tworzy rodzaj płaskowzgórza, patrzącego ku Wiśle spadzistą i pogiętą ścianą.

Gdy woda przybiera, a na środku rzeki, zamiast łopat piaskarzy, pracują siecie rybaków, — wówczas dolina staje się jeziorkiem, przy którem strome brzegi placu wyższego formują, obok wodociągu, rodzaj przylądka i półwyspu.

W tej epoce zbiega się tu gromada obdartych uliczników, z których jedni grają w guziki, inni pływają po sadzawce na jakimś kawałku deski lub belki, a jeszcze inni, wśród uroczystego milczenia, poszukują robaków na przynętę.

W miarę opadania Wisły, sadzawka staje się bagnem, błotem, a wreszcie zupełnie wysycha. Wówczas szare i spękane łożysko jej zarasta gęstemi krzakami ostu, a na wybrzeżu, zamiast krzykliwej i ruchliwej zgrai, samotna pani Maciejowa łata wiecznie rozłażący się kaftanik, lub, w towarzystwie kilku innych dam, przerzuca całe stogi śmieci.

Rzeczy, podobnie jak ludzie, mają swoje cmentarzyska, do których należy plac przy ulicy Dobrej, będący jednym z generalnych śmietników miasta. Tu po dłuższej lub krótszej wędrówce, obok starej podeszwy, upada bukiet zwiędły; szmat niegdyś eleganckiej sukni, obok gnijących wiórów; okruchy porcelany obok bydlęcej racicy, słowem — wszystko, co się komu podoba. Najwstrętniejsze kupy różnorodnych szczątków wypierają się nawzajem, tworząc pstry dywan, nad którym pływa obmierzła woń padliny i z pośród dziur którego listki nędznej, skrofulicznej trawy wydzierają się do słońca, jakby błagając go o ratunek przeciw haniebnemu sąsiedztwu.

Szpetny widok; lecz — o! Wykwintny przechodniu z Saskiego Ogrodu, nie wzruszaj tak ramionami!… Zakazany ten zakątek w porze właściwej ciska pioruny, z których niejeden na twoją własną głowę może upaść. Tu bowiem, przy tym placu szkaradnym, z którego po promieniach słonecznych pełzną ku górze zdradzieckie miazmaty, tu wpośród tego gnojowiska, leży krynica miasta: dwa filtry wodociągów, a także… studnia ściekowa.

Kanał, śmietnik i filtry — oryginalna trójca! Która z jednej strony objaśnia nam niezwykłą śmiertelność Warszawy, z drugiej zaś nasuwa pytanie: poco człowiek żyje na tym świecie?

Czy poto, aby służyć za ogniwo między kanałem, a filtrem?… Ale zostawmy w spokoju higjenę i filozofją.

14 X 2013 # # #